09:Niemiec jeszcze nie dojechał: Różnice pomiędzy wersjami
(Utworzył nową stronę „Być może trafił nieciekawie, bo niedaleko od naszego miasta rozbiło obóz jakieś małe plemię Indian, chyba zwanych Opacze. Podobno nazwę dostali taką, bo nie d...”) |
Nie podano opisu zmian |
||
Linia 8: | Linia 8: | ||
Kończę, bo właśnie do nich idziemy, ale – tak dla jaj, Kubussek im roztoczył wizję, że bizony nadchodzą. To ich dopiero wystraszyło! Myślą, że to jakieś plemię Indian. | Kończę, bo właśnie do nich idziemy, ale – tak dla jaj, Kubussek im roztoczył wizję, że bizony nadchodzą. To ich dopiero wystraszyło! Myślą, że to jakieś plemię Indian. | ||
A swoją drogą, to gdzie oni tego Niemca schowali? | A swoją drogą, to gdzie oni tego Niemca schowali? | ||
[[Dzień jak codzień]] | |||
[[Kategoria:Opowiadania]] |
Aktualna wersja na dzień 21:18, 18 wrz 2011
Być może trafił nieciekawie, bo niedaleko od naszego miasta rozbiło obóz jakieś małe plemię Indian, chyba zwanych Opacze. Podobno nazwę dostali taką, bo nie dość, że jak ich zwiadowcy wypatrują wroga, to wołają głośno „OOO! Paczę tera, paczę – nie wchódź mie przed łoczy!”, to jeszcze niedowidzą. W każdym razie, za namową Indianina Joe, podesłaliśmy im fałszywego szamana. Ich prawdziwy zabłądził do nas w poszukiwaniu jakichś ziółek, to wysłaliśmy go do Geensa – niedowidział, to polazł. W efekcie trochę huku było, bo Geens go poczęstował prochem strzelniczym. Wiadomo, co było, jak sobie szaman ognisko rozpalił i ziółka wrzucił. Dużo po nim nie zostało, to i sprzątania mało było. Na fałszywego szamana wysłaliśmy naszego lokalnego obiboka, Kubussk’a, który wolał pod beczką z Whiskey leżeć cały dzień, niż coś robić innego. Pomalowaliśmy go trochę farbami od grabarza i Indianin jak żywy! Jak żywy, znaczy, do momentu, kiedy się Opacze nie zorientują. Ale to może długo potrwać, bo całe to plemię jakieś niedowidzące, a jak powiedział barman, chyba na ziółkach cały czas jadą. No i dobrze, może im Geens znowu coś podrzuci. Pierwszą rzecz, jaką Indianie zrobili, to zaczęli się budować. No po prostu nam dech zaparło! Deski skądś powyciągali, ustawili namioty i dookoła namiotów jakieś małe domki zbudowali. Na każdym domku przybili dużą deskę i wymazali farbami: „Stowarzyszenie Łomocących Oszczepów” czy jakoś tak podobnie, „Stowarzyszenie Wojowników Strzelających ze Strzał”, „Oddział Świszczące Płuca”, „Tańczący z wilkiem”. Jak nie Indianie. To nam trochę dało do myślenia, ale na krótko, bo Unkass ze Szramą i Wasai do nich pojechali pogadać. Pogadali, wrócili i przekazali nam wyjaśnienia Indian. To nie byli Indianie. To banda czy trupa (dziwna nazwa, ale tak się nazwali, bardzo przewidująco, zresztą), wędrownych aktorów. Szykują jakieś przedstawienie, chcieli się zaszyć w głuszy i tu trafili. No i świetnie! Tego nam było trzeba. Czysta okazja do rozrywki. Co prawda, po odwiedzinach naszej trójki, to już tam niewiele zostało, ale zawsze można jeszcze dynamit do namiotów wrzucić i popatrzeć, czy ci, którzy jeszcze zostali, szybko się fruwać nauczą. Kończę, bo właśnie do nich idziemy, ale – tak dla jaj, Kubussek im roztoczył wizję, że bizony nadchodzą. To ich dopiero wystraszyło! Myślą, że to jakieś plemię Indian. A swoją drogą, to gdzie oni tego Niemca schowali?