11:Grabarz nam wyciął numer!

Z Wiki The-West PL
Przejdź do nawigacji

W zasadzie więcej numerów, bo na jednej ze ścian powycinał nasze nazwiska i jakieś kreseczki. Poszliśmy do niego lekko zaniepokojeni, czy przez przypadek jakiejś wizji nie miał i te kreski to może ilość dni, ile nam zostało, ale uspokoił nas. To statystyka, powiedział. Statystyka. Co za cholera?? Nikt z nas jej nie znał, a mieszkamy tu od początku. Jakaś znajoma grabarza pewnie, myślimy. A on na nas z mordą, że nic o świecie nie wiemy. No prawda, kłócić to się z nim nie będziemy, on o życiu i nie tylko wie dużo więcej od nas. Poprosiliśmy go grzecznie, żeby nam to wyjaśnił. Jak mu opuchlizna zaczęła schodzić i mógł znowu mówić, powiedział nam, że te kreski to nasze wyniki. My pytamy, o jakie wyniki chodzi? A on na to, że już tylu przyjezdnych tu było, a jeszcze nikt nie spróbował zapamiętać, który z nas jest bardziej gościnny. Dlatego za każdym razem, jak od tej pory okażemy komuś gościnność, dokładnie sobie to grabarz odnotuje i postawi kreskę na ścianie przy odpowiednim nazwisku. Zaraz po tym, jak zmierzy wymiary gościa. Nie bardzo wiedzieliśmy, o co mu chodzi. Ale wyjaśnił, że ten, przy którym będzie najwięcej kresek, ma u niego dębową trumienkę za darmo. Szczerze mówiąc, nie za bardzo nas zmotywował. Indianin Joe chciał go nawet profilaktycznie oskalpować, ale grabarz jest łysy, to i nie ma po co noża tępić. Poszliśmy do salonu, żeby spokojnie odreagować dziwne zachowanie grabarza, a tu niespodzianka! W samym rogu, w najciemniejszym kącie salonu, siedzi jakiś nieznajomy bez gaci i łypie wzrokiem dookoła, specyficznie łypie po naszym dolnym odzieniu! Geens od razu wyczuł coś (faktycznie waniało jakoś dziwnie) i podszedł do niego, popatrzył i zapytał – czy przez przypadek nie może mu w czymś pomóc? Zgrywus jeden, już chciał mu swoje ziółka dać, ale gość tylko łypie i nic nie mówi. To podszedł Unkass i dał mu lekko odczuć, że się odpowiedź grzeczna należy. Jak się gość podniósł, wydukał coś takiego, że nam się głupio zrobiło. Dukał patrząc w jakąś książeczkę: „moja spodnie szukać”. Od razu sobie skojarzyliśmy ognisko i te jakieś poobrywane z szelkami gatki. Kubussek pognał po pastora, a ten, jak zobaczył książeczkę i przeczytał tytuł, obrócił się do nas z uśmiechem i powiedział, że mamy Niemca! No to sensacja! Całe miasteczko przyszło zobaczyć Niemca, zwłaszcza, że nietypowo odziany trochę był. Grabarz gdzieś poszedł i po chwili przytargał jakieś uwalane w ziemi portki, które dał Niemcowi. Tamten przyjrzał się, widocznie stwierdził, że nie jego i oddał grabarzowi. No to goły będzie łazić, bo jego portki to my w ognisku zostawiliśmy, jeszcze, kiedy się paliło. Szeryf go zakwaterował w jedynej celi, jaką mamy, nakarmimy go, a potem zorganizujemy wyścig. Chociaż są głosy, żeby najpierw z nim pogadać. Ale po co?

Dzień jak codzień