21:Kompletnie nikt niczego nie rozumie!
Nasze miasto wygląda, jak po wybuchu łajnopocisku Geensa w kopalni.
A tak sympatycznie już było, znowu kilku narwanych poległo pod barem, co prawda, zamiast kałuży krwi, kałuża whiskey po nich została, ale zawsze.
Z braku jakichś sensownych zajęć, Pablos (zwany u siebie daleko stąd Pawłem), wymyślił nowe zawody, do których eliminacje już wystartowały, z czego szczególnie cieszy się grabarz.
Pablos wpadł na pomysł, że ponieważ w naszym mieście ludziska już w zasadzie prawie wszystko widzieli, trzeba wprowadzić coś nowego. W tym celu rozesłał wiadomości po kablu telegraficznym do wszystkich okolicznych miast i miasteczek, że w nowych zawodach będzie najwyższa w historii nagroda, ale dla podniesienia rangi i utrzymania całości w tajemnicy, nagroda jest przechowywana w naszym banku.
Razem z Nickt'em i Silverem przygotowaliśmy zasadzkę i już pierwszej nocy pojawili się chętni do pobrania nagrody.
Nie zauważyli oczywiście, że duża sztacheta z nazwą BANK jest ledwo-ledwo przyczepiona do ganku chałupy Unkassa, który gdzieś wyjechał. Ledwo-ledwo, bo przyczepiał Voltt, zdrowo pod napięciem, jak zwykle. Dobrze, że się nie zabił przy tym prostym zadaniu, a przyczepił dość wysoko - co zasługuje na medal, bo ten wyczyn bez drabiny zrobił.
Jak tylko weszli przez okno do chałupy, Nickt podpalił lont i w rezultacie Unkass - jak wróci, oczywiście, będzie musiał chałupę odbudować. Generalnie na plus mu wyjdzie, bo ta, która stała do tej pory, strasznie ostatnio zaniedbana była.
No a chętnych na nagrodę to dzieciaki zbierały do kubełków dla starej wiedźmy, która się sprowadziła w naszą okolicę niedawno.
Ubaw był po pachy, bo jedynie pachy można było rozpoznać.
Teraz musimy wybrać inną chałupę i przyczepić na niej napis BANK. Idę o zakład, że kolejni chętni się pojawią.
No a ten wygląd miasta? Burmistrz też na pomysł wpadł. Ponieważ masa konkursów przez Dziki Zachód się przewala, łącznie z "jak oni wrzeszczą" (nawet nieźle, bo kaktusy lekko bolesne są, żeby na nich siadać po rozpędzie z dachu saloonu), Burmistrz też wymyślił konkurs.
Kazał barmanowi przygotować najostrzejsze żarcie, jakie potrafi i ochotnicy to jedzą. Posiłek jest wydawany przed szubienicą, żeby pamiętali o karze za wycofanie się z zabawy, no a ci, którzy to zjedli, równo zafajdali całe miasto, bo Burmistrz zakazał wpuszczać ich do naszych chałup i dawać dostęp do wychodków.
Konkurs miał polegać na tym, że ten wygrywa, który najdalej odbiegnie po posiłku, ale jak do tej pory żaden biec nie mógł, więc wlekli się powoli a kilku nawet czołgało.
Coś nam się wydaje, że barman do tego żarcia coś jeszcze dodał, bo Czarnulce noże zginęły.
Dobra, idę na Whiskey.